czwartek, 10 października 2013

:))))))))))))

:)


Wstawiam Wam dzisiaj zdjęcia tego co jadłam wczoraj :)))) 
Pamiętajcie, że dieta jest indywidualna robiona pode mnie.  Myślę, że na początku diety należy jeżeli nie wie się jak jeść i co trzeba pojawić się u specjalisty, żeby przynajmniej dowiedzieć się co jest dla nas dobre. 
Postaram się Wam od poniedziałku codziennie wstawiać jedno z danie z jadłospisu.
Dzisiaj po pracy wyjeżdżam, więc zdjęć nie będzie, ale ja będę obecna :)))))


Moja dieta ma ok 1800 kcal, dlatego ważne, abym uprawiała jakiś sport, aktywność fizyczną i po prostu się ruszała :)

W sobotę mam zamiar napisać Wam o szkole i nowych zajęciach i planach :)
Jutro zapewne będzie o moich studiach, bo odbieram dyplom :))))))))))))))

Będę się ważyć w każdy wtorek, a wizytę u Dietetyczki ( dietostrada ) mam 7 listopada, wiec tam będą wyniki tłuszczu, mięśni , wody.

Kto z Was korzysta z pomocy Dietetyka?
Ile osób odchudza się na własną rękę?






WIERZ-WALCZ-WYGRYWAJ!

41 komentarzy:

  1. ja tez odchudzalam sie z Pania dietetyk i pomoglo :) ale niestety na krotko,poniewaz mieszkam za granica kontaktowalam sie z nia co tydzien przez mejle ,a widzialam sie z nia 2 razy w przeciagu pol roku ,niestety pozniej przerwalam diete -oczywiscie z mojej glupoty :( i przytylam tyle co schudlam :( ale teraz juz drugi tydzien walcze o nowa JA :) mam nadzieje ze wytrwam! pozdrawiam! i wytrwalosci zycze :) :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja dlugo probowalam sie odchudzac sama - jednak bez skutku, jesli udalo mi sie cos zrzucic to zaraz wracalo. Byc moze bylo to spowodowane wlasnie tym, ze nie do konca potrafilam sie w tym wszystkim odnalezc i nie wiedzialam co dla mnie jest dobre. Od polowy wrzesnia jestem pod opieka dietetyczki z Wroclawia (ja jestem z Opola:P), zrobilam sobie badania i jestem na metabolic balance. Wizyty kontrolne mam co dwa tygodnie, i to mi chyba bardzo pomaga - motywacja jest wieksza, gdy ktos nad Toba czuwa. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak tu jest 1800 kalorii to ja jestem święta! Kamila, przestań wierzyć dietetykom! Spójrz na swój obiad. Byłby super, gdybyś miała do niego kaszę lub ze 2 ziemniaki. Jedząc w ten sposób jesteś skazana na efekt jojo, bo prędzej czy później sięgniesz po jakieś węglowodany i będziesz tyć. To raczej na kolację powinnaś zrezygnować z bułki i zjeść więcej białka i warzyw, ale do obiadu węglowodany są obowiązkowe! Kolejna dietetyczka skazuje Cię na efekt jojo. Zdrowa dieta to taka, w której jest wszystko: tłuszcz (zdrowy, czyli oliwa z oliwek), węglowodany (dobre, czyli kasza, ryż basmati, ziemniaki od czasu do czasu, pieczywo pelnoziarniste) i nawet trochę cukru (kilka kostek gorzkiej czekolady 1-2 razy w tygodniu). Tylko w ten sposób Twój organizm nie odbiera sygnału, że znowu nadeszły ciężkie czasy i trzeba zacząć oszczędzać (czyli zwolnić tempo przemiany materii). Przemyśl to; mówię to dla Twojego dobra, bo bardzo Ci kibicuję.
    Czy przebadałaś się już pod kontem tarczycy? Jeśli nie, to koniecznie to zrób. Jeśli masz Hashimoto, to w diecie konieczna jest b.duża ilość białka, błonnik (otręby!) i dużo cierpliwości, bo wszystko idzie dużo wolniej. Sama walczę z tą chorobą, więc mam nadzieję, że Ciebie to nie dotyczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Ja na diecie 1300 kcal miałam nakazane jedzenie kaszy na obiad używania oliwy przy obiedzie i kolacji i jeszcze miałam owoc na podwieczorek. Wydaje mi się, że coś za mało tych węgli...

      Usuń
    2. Ja odchudzałam się samodzielnie, ustawiłam sobie limit 1000- 1200kcal z tym, że właśnie na kolację jedynie białka i warzywa, na obiad węglowodany (głównie kasza i ryż), a na śniadanie ciemne pieczywo plus jogurt naturalny. Posiłki jadłam w odstępach 5-6 godzin, z czego ostatni wypadał zawsze przed 18ą. Zero podjadania. Dzięki swojej diecie schudłam 8kg w przeciągu roku. Aktualnie mój limit to ok. 1500kcal, ale odstępy czasowe teraz bywają różne i zdarzy mi się zjeść kolację po 18, a mimo to utrzymuję stałą wagę, bo już schudłam tyle ile chciałam. :)

      Usuń
    3. Chciałabym zauważyć, iż oliwa z oliwek jest mocno przereklamowana. Najzdrowszą opcją, dostarczającą faktycznie NNKT, jest niedoceniany olej rzepakowy. Sama się zdziwiłam, ale w ramach zajęć z towaroznawstwa pochodzenia roślinnego badałam różne rodzaj tłuszczów i jak się okazuje nie stricte ilość, a odpowiednie proporcje kwasów omega-3 i omega-6 decydują o zdrowotności tłuszczu.
      I uczulam na to liczenie kalorii - nie w tym rzecz. Najważniejsza kwestia to dostarczenie organizmowi właściwych składników odżywczych. Z własnego doświadczenia wiem, że mogę jeść grubo ponad przewidzianą dla mnie dzienną normę kaloryczną (z uwzględnieniem regularności posiłków) i nie tyć, jak i jeść poniżej tej normy i tyć. Toteż karmiąc się produktami niskokalorycznymi, zwykle nie dostarczającymi potrzebnych organizmowi wartości odżywczych tyjemy zamiast chudnąć. Mam tutaj na myśli produkty light, gdzie kosztem obniżenia wartości energetycznej wprowadza się zamienniki tłuszczu czy cukru albo pozbawia ich w ogóle w przypadku produktów 0%.
      Co do cukru najlepiej wyłączyć go z diety całkowicie, bo uzależnia. Oczywiście, pozwalając sobie na kawałek czekolady nic wielkiego się nie stanie, nie mniej jednak zwykle na kawałku się nie kończy. A po co się niepotrzebnie kusić? Poza tym cukier rozleniwia organizm i dekoncentruje, a spożywany w dużych ilościach powoduje "dezorientację" hormonów, w wyniku czego organizm nastawia się na gromadzenie tkanki tłuszczowej, hamując jej redukcję.
      Uprzedzam od razu, że sama nie jestem przykładem mądrego i zdrowego odchudzania, czy też stylu życia, bo mimo wiedzy w tej dziedzinie i chęci wprowadzenia jej w życie, obecnie nie jestem w stanie tego zrobić ze względu na coraz bardziej pogłębiające się zaburzenia odżywiania. Jednakże uświadamiam osoby zdrowe, chcące po prostu zdrowo schudnąć, do których należy również Kamila :)

      Usuń
    4. http://befulfilledd.blogspot.com/
      A to mój blog, gdyby ktoś chciał dowiedzieć się więcej.

      Usuń
  4. Jeszcze jedno: gotowana marchewka nie jest dobra dla osoby, która chce schudnąć, o czym Twoja dietetyczka powinna wiedzieć. Surowa jest OK, ale gotowana ma wysoki indeks glikemiczny i powoduje "skoki poziomu cukru we krwi",a więc po takim obiedzie szybko będziesz głodna lub, najpewniej, będziesz czuła potrzebę zjedzenia czegoś słodkiego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Sorry Kamila ze jeszcze ja dorzuce swoje 3 grosze;)

    Zamiast kaszy czy ziemniaczkow lepiej bys wyszla wrzucjac niskoweglowodanowe surowe wrzywa.

    Do kazdego posilku mozesz wsunac glowke slatay bez wyrzytow sumienia!!!
    Poza witaminkami bedzie ci sie latwiej wyproznic i pozbyc toksyn z organizmu. No i oczywiscie zabija te wszystkie ogoreczki , rzodkieweczki itp. zabijaja glod.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgadzam sie ze wszytskim co Anonimowy pisze :) jakbym slyszala moja dietetyczke,ona mowila dokladnie tak samo i przyjzalam sie Twoim zdjeciom i faktycznie na obiad powinnas zjesc weglowodany a na kolacje raczej je ograniczy.O gotowanej marchewce to tez niestety prawda...lepiej zjesc surowa

      Usuń
    2. Dziwny ten dietetyk.. Nic tu nie pasuje

      Usuń
  6. Kami Najlepsza, jeden dietetyk to, inny tamto! Jeśli jesteś przekonana do słuszności działań i rad... to dobrze! Ważne jest mądre jedzenie, ale też dobre nastawienie i zaufanie. Ja pierwszy raz w życiu umówiłam się z dietetykiem, w środę spotkanie, tydzień później dostanę dietę. Nastawienie miałam generalnie sceptyczne, może właśnie przez takie komentarze, które sugerują, że dietetyk a się nie zna! Ale już wiem, że sama nie dam rady, potrzebuję wsparcia profesjonalisty! Trzymaj kciuki! :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak pięknie to wszystko wygląda :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Życzę wytrwałości, ale wizyty u dietetyczki raz w miesiącu są zdecydowanie za rzadkie. Tez byłam u dietetyczki, która na następną wizytę zaprosiła mnie za miesiąc. To był za długi czas a ja zaprzestałam diety, bo jakoś nie miałam motywacji. Przez parę tygodni powinnaś chodzić raz w tygodniu. ER Płock

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wierzę w dietetyków-to zwykłe nabijanie kabzy kosztem biednych zagubionych ludzi.Sama walczę z otyłością ....bagatela 50 lat.Ostatnio bez niczyjej pomocy schudłam 40 kg.Ktoś powie-wystarczy tylko chcieć...Otóż nie zgodzę się z tym. Otyłość i problemy z nią związane siedzą w głowie.Dlaczego człowiek sięga po jedzenie nawet gdy nie jest głodny? Dlaczego codziennie przyrzeka sobie,że to już koniec ,że od jutra , od poniedziałku,od nowego roku ...i wszystko bierze w łeb.Pewnego dnia ktoś
    podsuwa mu ciekawą lekturę i dostaje takiego kopa ,że w ciągu kilku m-cy gubi 40 kg!!! Jest taki szczęśliwy ,że płacze rzewnymi łzami.Gratulacjom nie ma końca ,jest euforia ,zachwyt i plany : "za rok na pewno będę szczupła."..Jednak nie ma tak pięknie-w głowie coś się przestawia i kilogramy powolutku zaczynają wracać.....Oczywiście tak wygląda moja historia.Podejrzewam ,że z Kamilą jest tak samo.Coś się niej zablokowało i nie może powrócić na prawidłowy tor.Jest przerażona,że wszystko wróci jednak nie może ruszyć z miejsca.Myślę Kamilko,że zamiast dietetyków obie potrzebujemy dobrego psychologa takiego od zaburzeń odżywiania a dodatkowo spotkań z ludżmi ,którzy mają ten sam problem.

    OdpowiedzUsuń
  10. A ta kolacja to była o 23,40 ?

    OdpowiedzUsuń
  11. "Dietetycy" przypadkowe osoby , które robią roczny, zaoczny kurs zliczania kalorii. A potem wyciągają kasę od ludzi. Kamila chce zostać jednym z nich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety... Nie pochwalam tego, bo później dostaje się i tym dietetykom z prawdziwego zdarzenia, którzy mają pojęcie o tym co robią, a przede wszystkim mają szeroką wiedzę z zakresu biochemii oraz podstawową w dziale chemii, biologii, anatomii człowieka, czy nawet medycyny, a do tego właściwe podejście psychologiczne no i ogromne pojęcie w temacie produktów żywnościowych, suplementów diety i chociaż minimalną wiedzę w kwestii aktywności fizycznej- tego nie nauczą w rok. Już sama biochemia jest na tyle złożoną nauką, że ja mając ją na studiach 1 semestr tylko ją "liznęłam", bez zagłębiania w szczegóły.Co więcej nie wiem, czy w ogóle gdzieś tego wszystkiego uczą na raz. Trzeba po prostu mieć do tego powołanie (jak chyba do większości) i szkolić się na własną rękę, nie stricte podręcznikowo. Ale oczywiście, że na własne potrzebny roczny kurs dietetyki można sobie zrobić.

      Usuń
  12. A mnie się wydaje, że ta dietostrada Ci płaci za reklamę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Kamila, jeszcze raz zaglądam tu dziś; mam nadzieję, że przemyślisz te węglowodany i tłuszcze. To co pisze Konmstancja o oleju rzepakowym-nie wiem, czy jest lepszy, na pewno też jest dobry. Jest na pewno lepszy do smażenia, oliwa traci swoje wartości podczas smażenia. Po prostu wszyscy, którzy chcą schudnąć muszą zrozumieć, że nie należy się głodzić, bo to najlepsza droga do efektu jojo. Trzeba zamienić złe na dobre, np. zamiast smażonego na smalcu schabowego, pierś kurczaka na oleju rzepakowym, z warzywami plus pół woreczka kaszy (lub kilka łyżek) i obiad jest wartościowy i dietetyczny. Uwierzcie mi, kiedyś jadłam podobnie do zaproponowanej przez w/w dietetyczkę jadłospisu. Efekt? Pięknie schudłam i jeszcze szybciej przytyłam. Na szczęście zmądrzałam, chudnę pomału, mam wzloty i upadki, ale to już nie jest dieta, tylko styl życia. A nie da się całe życie jechać na brokułach i serku wiejskim, ani ćwiczyć do upadłego. Lepiej rozsądniej, a z nadzieją, że efekty zostaną na całe życie. Kamilko, pozdrawiam Cię i mam nadzieję, że spojrzysz krytycznie na nową dietę.
    Dziewczyny, poza tym, jeśli nie głodzimy się, tylko odżywiamy racjonalnie, to nawet kilka dni od czasu do czasu (już po schudnięciu) odpuszczenia sobie całkowitego, nie spowoduje błyskawicznego tycia.
    I jeszcze jedno: błagam Kamila, nie reaguj nawet na zarzuty, że coś reklamujesz; nie zniżaj się do takiego poziomu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie na odwrót! Rzepak do sałatek, a inne możesz dawać do smażenia, bo i tak nie dostarczą NNKT do organizmu (jak juz wcześniej pisałam nie te proporcje - dokładne proporcje mam zapisane na pewno w notatkach, ale bym musiała poszukać, bo to zeszły semestr, zresztą z tego co pamietam to była specjalna maszyna i na podstawie wydruku z analizy danego oleju się te proporcje wyliczało). Jak babka na zajęciach zapytała nas który olej do sałatek - rzepakowy, czy oliwa z oliwek to ja pierwsza krzyczałam, że oliwa z oliwek, a tu zonk :) Jak smażysz na rzepaku, to cennym kwasom mówisz "papa". Oliwa z oliwek do smażenia faktycznie się nie nadaje, ale do sałatek tylko jeśli ktoś lubi dla smaku, a nie pokrycia zapotrzebowania na NNKT.
      Co do diety - zgadzam się z Tobą, szkoda, że nie wychodzi mi już stosowanie takiej diety jak kiedyś. Ograniczając jedzenie schudłam 15 kg w przeciągu jakiś 3-4 miesięcy, a później ponad rok utrzymywałam wagę jedząc zupełnie normalnie, a i często zaliczając napady obżarstwa (wtedy jeszcze nie miałam bulimii), także chudnąc stopniowo ograniczamy ryzyko efektu jojo do minimum. Przytyłam dopiero jak przestałam ćwiczyć zupełnie, zaliczałam coraz częstsze napady obżarstwa i schizowałam, że wciąż jestem za gruba, mimo iż nie byłam. Tak bardzo na wszystkie możliwe sposoby chciałam schudnąć, że przytyłam. I jakoś ciężko mi teraz trwale schudnąć te nadrobione 5 kg.

      Usuń
    2. Olej z genetycznie modyfikowanego i suszonego roundupem rzepaku to się chyba do niczego nie nadaje. A w sklepach tylko taki jest. Chyba że ktoś się naszuka i znajdzie z ekologicznych upraw, tłoczony na zimno- to wtedy do sałatki. Do smażenia najlepsze są kwasy nasycone- smalec, olej kokosowy- a do krótszego smażenia masło klarowane.

      Usuń
    3. Smalec to nie jest olej roślinny, a o takich była mowa. Poza tym na diecie smalec chyba nie za bardzo, zresztą osobiście nie lubię posmaku smalcu w smażonej potrawie. A olej, który badałam na zajęciach to olej kujawski.

      Usuń
    4. Oczywiście w kwestii oleju rzepakowego (chociaż może inny rzepakowy też badaliśmy... - nie pamiętam, ale kujawski na pewno), bo poza rzepakowym badaliśmy masę innych ;)

      Usuń
    5. Smalec na diecie jak najbardziej, ale na pewno nie na takiej głodowej diecie na jakiej jest Kamila. Polecam gęsi- zupełnie inny w smaku niż wieprzowy, potrawy wychodzą rewelacyjne. Konstancjo, przejrzałam twojego bloga i muszę powiedzieć, że dawno nie czytałam czegoś tak potwornie przygnębiającego. Sama miałam bulimię i wyleczyłam się niej sama, nie psychoterapią, ale dietą.

      Usuń
    6. Nie zamierzam polemizować, bo nie posiadam aż takiej wiedzy w tym temacie. Pamiętam tylko jak na jednym z wykładów przekonywali nas, że nawet tłuste mięso wcale nie jest takie złe (w tym też tłuszcz pochodzenia zwierzęcego) i pewnie sporo racji w tym było, Wiem tylko, że tak naprawdę na diecie najważniejsza jest ilość, odpowiednie łączenie produktów, proporcje, regularność posiłków, o którą niestety ciężko i aktywność fizyczna. A co do tego gęsiego smalcu - można go kupić normalnie w zwykłym sklepie, czy to jakiś ekologiczny wyrób?
      Mój blog... hmm przyznaję nie jest szczególnie optymistyczny. Taki nastał okres w moim życiu, że tęsknię za czasami, kiedy może jadłam ciut więcej, ale nie na siłę, kiedy nie myślałam wiecznie o jedzeniu i kiedy nie wymiotowałam ani nie przeczyszczałam się, bo to jest straszne. Gratuluję Ci, że wyszłaś z tego bagna. Ja też wiem, że z tego wyjdę. Sama, bo jak pisałam na blogu zrezygnowałam z wszelkiej pomocy specjalistów zdrowia psychicznego. Nie mniej jednak nie dziś i nie jutro. Ważne, że mam świadomość choroby i nieustannie z nią walczę. Dzisiaj jak zauważyłam, że mam opuchniętą twarz, POSTANOWIŁAM (jak pewnie wiesz postanowienia nie są ani dla jedzenioholików, ani dla bulimików) odpuścić.. Gdyby nie obecność siostry w domu pewnie bym to zrobiła, bo taki był plan jak już zjadłam coś czego sobie definitywnie zabraniam (choćby chipsy - generalnie ich nie lubię, ale przez to, że ich sobie zabraniam często mam na nie ochotę - jak to mówią owoc zakazany najlepiej smakuje), ale wstyd mi było po raz kolejny wymiotować "przy kimś". Już niedługo wracam na siłownię, wtedy pewnie będzie mi łatwiej, no i wprowadzę jakąś odpowiednią dietkę - przecież kiedyś potrafiłam, to i teraz dam radę :)

      Usuń
  14. Ale mi zrobiłaś ochotę na kiwi!

    OdpowiedzUsuń
  15. Podstawa diety to zero alkoholu a Pai Sidor je kolację o 23,40 :) gdzie ostani posiłex powiien być max o 19 no i piję z czego chwali się na słynnym portalu społecznościowym.
    Masakra ludzie gówno wam z głowy robi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą godziną ostatniego posiłku nie masz racji. Owszem na noc jeść to niezdrowo - tak mówi "definicja", ale zależy kto jaki prowadzi tryb życia. Jeden wstaje o 10 i kładzie się o 2, a drugi wstaje o 5 i kładzie się o 20. W drugim wypadku faktycznie masz rację, z kolei w pierwszym nie ma przeciwwskazań, by zjeść kolację 2-3 godziny przed snem. Organizm jest wtedy przyzwyczajony do "odpoczynku" od 2 do 10. Poza tym ważne też co się na tą kolację je - najlepiej oczywiście białko - nie polecałabym bułeczek, bo to głównie węglowodany niezbędne do śniadania. Ale to wszystko teoretyczne zasady, dalekie od praktyki ze względu na dzisiejszy tryb życia.

      Usuń
    2. I z alkoholem też tak nie do końca... Lampka wina do obiadu jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Co innego piwo - odpada w diecie. Drinki w dużych ilościach też, bo to puste kalorie, ale bądźmy dla siebie też ludźmi - jeśli ktoś idzie potańczyć, to i tak te kalorie alkoholowe spali, o ile nie przesadził z ilością :)

      Usuń
  16. Od dłuższego czasu kupuję super linię,to moja lektura obowiązkowa.Tam znalazłam wiadomość o tym blogu.Potrzebne mi było wsparcie bo znów znalazłam się na początku drogi....Miałam nadzieję ,że ten blog mi pomoże, jednak nadzieja jest matką głupich.Teraz jak zobaczę w super linii artykuły Kamili to omijam je szerokim łukiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. BRAWO!!! robię dokładnie tak samo :):):)

      Usuń
    2. To w takim razie może miałabyś ochotę "powspierać" się ze mną? Nie mówię tylko o blogu (chociaż oczywiście zapraszam, ale ma on bardziej niż blog Kamili charakter osobisty - domyślam się, że wynika to z tego, iż Kamilę każdy zna, wie jak wygląda, gdzie mieszka, nie jest anonimowa, co więcej jej rodzina i przyjaciele również czytają co pisze - moim zdaniem to swego rodzaju blokada, o moim blogu wie chyba tylko 1 znajomy, a i tak nie wiem, czy go czyta), a prędzej jakimś bardziej "osobistym" kontakcie, choćby mailowym. Doskonale wiem jak trudno samej się zmotywować.

      Usuń
    3. Jestem jak najbardziej otwarta na wspólne wspieranie się :):):)

      Usuń
    4. W takim razie odezwij się na maila stysiasia@wp.pl albo na blogu http://befulfilledd.blogspot.com/ :)

      Usuń
  17. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  18. oj żal się na profilach społecznościowych jak to ludzie Cię nękają jakaś ty biedna
    cały czas tylko chcesz żeby cie wszyscy tylko żałowali bądź chwalili
    żal żal żal

    OdpowiedzUsuń
  19. Nareszcie ktoś Ci prawdę napisał!!! W końcu się skończy wileka Kamilka
    najgorsze że jeszcze do superlini piszesz bo to taka fajna gazeta a tu taka mało obiektywna osoba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda?! Powiem inaczej -strasznie mnie to wkurza.Uwielbiam SL jednak po tym jak Kamila pogrywa sobie z nami ....mam awersję do jej artykułów.Wchodzę tu z przyzwyczajenia bo cały czas liczę ,że coś się zmieni.Jednak widoki są marne raczej podejrzewam ,że to wszystko to jedna wielka ściema :(:(:(

      Usuń
    2. Pogrywa sobie z nami? Ciekawe w jaki sposób????Ludzie, ogarnijcie się i dajcie spokój. Spójrzcie krytycznie na siebie. Na tym blogu można zobaczyć autentyczną walkę o siebie, wzloty i upadki, prawdziwego człowieka, a nie naciąganą historię pt. "przestałam jeść słodycze i tak po prostu schudłam, skóra mi nie wisi i wszystko jest słodko i pięknie". tak nie ma. Brak mi słów dla Waszej głupoty i lejącego się jadu.

      Usuń

To co tu piszę to część mojego życia. Żyję po swojemu, tak jak chcę. Uszanuj mnie, blogowiczów i moje życie. Przecież jesteśmy tu dla siebie. :)